Kiedy w listopadzie 2019 r. Stany Zjednoczone zaczęły proces formalnego wychodzenia z porozumienia klimatycznego podpisanego w 2015 r. w Paryżu globalna solidarność klimatyczna otrzymała kolejny cios. Niemniej jednak amerykański gest Kozakiewicza nie przekreślił jej całkowicie: w pierwszej połowie grudnia w Madrycie odbywa się konferencja klimatyczna, która ma dokończyć dzieło rozpoczęte cztery lata temu nad Sekwaną. Tematem tegorocznego szczytu gromadzącego tysiące delegatów z całego świata jest globalny mechanizm handlu emisjami. I chociaż nie brzmi to ciekawie, to jest arcyważne, ponieważ mechanizm taki po raz pierwszy spowoduje, że najwięksi światowi truciciele będą musieli za swoje trucie zapłacić. A skoro mowa o konkretnych kwotach, które ktoś będzie musiał płacić to znaczy, że negocjacje nie będą proste. Jednocześnie COP25 – jak nazywa się szczyt – przypada w czasie alarmistycznych wieści. Wiemy już, że dotychczasowe cele redukcyjne nie wystarczą, aby zahamować wzrost średnich temperatur na świecie o 1,5 stopnia. Działania muszą być znacznie bardziej radykalne i ambitne, co oczywiście obniża ich realność – a co więcej, musi się do nich włączyć bardziej największy, globalny truciciel, czyli Chiny. Źródła wykorzystanych w materiale cytatów:

[starbox id=12]

Trwa ładowanie wpisu